Treści

Dlaczego roboty nie uczynią Cię bezrobotnym? Przemysł 4.0 daje odpowiedź

Przemysł 4.0

Dlaczego roboty nie uczynią Cię bezrobotnym? Przemysł 4.0 daje odpowiedź

W ciągu ostatnich 25 lat Polska podwo­iła wielkość swojej gospodarki mierzo­ną realnym PKB (McKinsey 2015). Ten sukces w znacznym stopniu opierał się na konkurencyjnej kosztowo i dobrze wykształconej sile roboczej.

Obecnie, na skutek cyfryzacji światowej gospo­darki, znaczenie niskich kosztów pracy zmniejsza się. Przedsiębiorstwa z takich branż, jak energetyka i usługi publicz­ne, produkcja przemysłowa, transport i wiele innych, powinny rozpocząć lub przyspieszyć transformację cyfrową, by dogonić gospodarki zachodnioeuropejskie pod względem produktywności.

Stan cyfryzacji polskiego przemysłu w porównaniu do Europy
źródło: Cyfrowa Polska, McKinsey, 2016

Jak na razie poziom cyfryzacji całej polskiej gospodarki o 34 proc. odbiega od poziomu Europy Zachodniej, która z kolei pozostaje w tyle za Stanami Zjednoczonymi (McKinsey 2016).

Sektor informatyczno-komunikacyjny w USA (ICT, ang. information and communications technology) uznawa­ny jest za najbardzej scyfryzowany na świecie (100 proc.). Dla porównania cała gospodarka tego kraju jest scyfryzowana w 18 proc., Europa Zachodnia – w 12 proc., a Polska – w 8 proc. Oznacza to stopień cyfryzacji polskich firm śred­nio o 34% niższy, niż cyfryzacji firm w Europie Zachodniej.

Jeśli Polska ma ambicje, by zostać jedną z najbardziej rozwiniętych gospodarek w świecie, powinna w pełni wykorzystać nadchodzące zmiany. Jest to możliwe z uwagi na fakt, że rewolucja ta dopiero się zaczyna, zarówno w Europie, jak i na świecie. W obliczu wyzwania, przed jakimi staje polska gospodarka, niepokoi jednak fakt, że najlepiej wykształcone kadry inżynie­rów odpływają z naszego kraju, a ich kompetencje zasilają światowe centra rozwoju technologicznego, co już na starcie osłabia rodzimą konkurencyj­ność w erze rewolucji Przemysłu 4.0.

Zmiany w organizacji produkcji związane z wprowadzaniem technologii Przemysłu 4.0 spowodują zmiany zatrudnienia.

Szacuje się, że u naszego zachodniego sąsiada, w efekcie zmian, spośród 7-milionowej rzeszy pracowników zatrudnionych w przemyśle, pracę straci około 610 tys. osób. Redukcje te będą związane z możliwościami, jakie niosą robotyzacja i sztuczna inteligencja. Zmniejszy się zapotrzebowanie na pracowników zatrudnionych przy produkcji i montażu, a także wykonujących rutynowe zadania umysłowe, jak planowanie produkcji.

Nie spowoduje to jednak wzrostu bezrobocia, ponieważ jedne zawody zastąpione zostaną innymi, otworzą się też nowe możliwości wytwarzania wartości w łańcuchu produkcyjnym. W efekcie powstanie około 960 tys. nowych miejsc pracy. Z tej liczby 210 tys. wynika z konieczności zatrudnienia wysoko wyspecjalizowanych pracowników z dziedziny IT, zajmujących się programowaniem, analizą danych, projektowaniem rozwiązań IT oraz interfejsów dla użytkowników maszyn, a także z obszarów badawczo-rozwojowych. Pozostałe 760 tys. miejsc pracy powstanie z potrzeby zagospodarowania nowych obszarów, otwierających nowe możliwości rynkowe.

Biorąc pod uwagę fundamentalną rolę, jaką w Przemyśle 4.0 odgrywa analiza danych, poszukiwanym specjalistą będzie analityk danych przemysłowych. Powstanie około 70 tys. tego rodzaju stanowisk pracy. Znacznie wzrośnie poziom współpracy pomiędzy ludźmi a maszynami. Zastępowanie pracy ludzkiej robotami i sztuczną inteligencją prawdopodobnie przyspieszy pod 2025 roku, jednak już w najbliższym czasie, w miarę popularyzacji robotów, pula koordynatorów ich pracy będzie się powiększała, co wytworzy 40 tys. miejsc pracy (w miejsce nisko wykwalifikowanej obsługi produkcji (BCG, 2016).

Ile robotów przemysłowych przypada na 10 000 pracowników w Polsce i Niemczech
Źródło: ASTOR 2016

Warto jednak przypomnieć, że poziom robotyzacji przemysłu niemieckiego jest nieporównywalny z polskim: w 2013 roku na 10 000 pracowników u naszych zachodnich sąsiadów przypadały 292 roboty, podczas gdy w Polsce było ich 19. (ASTOR 2013)

Kompetencje niezbędne przy wprowadzaniu zmiany

Kompetencje w czwartej rewolucji przemysłowej
Źródło: Digitales Deutschland, Egon Zehnder, 2016

Większość niemieckich przedsiębiorstw zauważa istnienie luki w kompetencjach niezbędnych do przeprowadzenia „transformacji cyfrowej”. Rozziew pomiędzy stanem pożądanym a rzeczywistym u naszych zachodnich sąsiadów wynosi średnio 27 punktów (w skali od 0 do 100). Około połowy ankietowanych menedżerów uważa, że posiada kompetencje niezbędne do przeprowadzenia firmy przez proces transformacji cyfrowej; jedna trzecia jest w tym względzie niezdecydowana. Punktem w matrycy najsłabiej ocenianym zarówno we własnym przedsiębiorstwie, jak i u konkurencji są umiejętności pracowników (Egon Zehnder, 2016).

Niemcy: Ocena poziomu kompetencji niezbędnych do przejścia „transformacji cyfrowej” w przedsiębiorstwach (w skali od 0 do 100). Umiejętności pracowników oceniane są jako „dość słabe”, zarówno we własnej organizacji, jak i u głównych konkurentów.

Co jest rzeczywistą barierą w rozwoju pracowników? Przeczytaj w naszym whitepaper o rozwoju Inżynierów Przemysłu 4.0 na www.astor.com.pl/industry4

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

[Badanie] Czy polskie firmy rozwijają kompetencje inżynierów?

Edukacja

[Badanie] Czy polskie firmy rozwijają kompetencje inżynierów?

Czy – mając na uwadze zmiany, jakie przyniosą technologie Przemysłu 4.0 – polskie przedsiębiorstwa rozwijają kompetencje inżynierów? Czy planują to robić?

Czy Twoja firma posiada program rozwoju?

Czy Twoja firma posiada program rozwoju Inżyniera 4.0?

Poszukując odpowiedzi na to pytanie, w 2016 roku Akademia ASTOR przeprowadziła badanie ankietowe, w którym wzięli udział pracownicy 114 firm produkcyjnych (EU), zajmujących się wdrażaniem rozwiązań IT w zakładach (integratorzy, systems integrators, w skrócie SI) oraz produkcją maszyn i urządzeń dla przemysłu (sektor OEM).68 proc. spośród ankietowanych przyznaje, że ich przedsiębiorstwo nie ma programu rozwojowego dla pracowników. 55 proc. twierdzi, że ich firma aktywnie nie poszukuje szkoleń dla pracowników. Jeśli szkolenia się odbywają, 85 proc. z nich finansowanych jest przez firmę. O delegowaniu pracowników na szkolenia decyduje kierownik działu, prezes lub właściciel. Zaledwie 8 proc. tych decyzji podejmowanych jest przez pracownika samodzielnie lub w porozumieniu z kierownikiem.

Rozwój czy pieniądze – co ważniejsze?

Kwestionariusz ankiety zawierał otwarte pytanie o motywację do codziennej pracy. Największa liczba odpowiedzi (24 proc.) mówiła o rozwoju i chęci nadążania za rozwojem technologii oraz realizacji różnorodnych zadań. Jedna z osób biorących udział w badaniu ujęła to następująco: „Codzienne napotykanie wyzwań i znajdowanie metod ich rozwiązania jest bardzo satysfakcjonujące, [podobnie jak] obserwowanie przygotowanego systemu czy rozwiązania w pracy, świadomość dobrze wykonanego zadania”. Większość ankietowanych, których wypowiedzi można przypisać do tej grupy, wskazywała na rozwój osobisty, jedynie dwoje z nich mówiło o wspólnych sukcesach i dobrej atmosferze w zespole.

Co motywuje panią/pana w codziennej pracy?

Odpowiedzi łączące się w grupy „pieniądze”, „pasja zawodowa i samorealizacja” oraz „ambitne wyzwania i różnorodne projekty” pojawiły się w podobnej liczbie – odpowiednio 14 proc., 12 proc. i 16 proc. Również tutaj ankietowani wskazywali głównie na sukces indywidualny; odniesienie do innych osób – odpowiednio: zysku firmy oraz zadowolenia klientów, dobrego wykształcenia studentów i docenienia przez pracodawcę.

Ankietowani wspominali również o chęci rozwiązywania problemów technicznych i o rodzinie (2 proc. odpowiedzi).

Co motywuje, a co nie?

12 proc. ankietowanych udzieliło odpowiedzi na kolejne pytanie o czynniki demotywujące. Wymieniano: zlecanie zadań poniżej umiejętności i kompetencji, niedocenienie wkładu pracy, niski poziom kultury w miejscu pracy, bałagan i brak czasu, niedostatek szkoleń, słabe wyposażenie, brak możliwości awansu. Pojawiły się dwa skrajnie stanowcze sformułowania: „Brak możliwości forsowania swoich rozwiązań, mimo że są optymalne” oraz „Kompletny brak adaptacji technicznej wszystkich szczebli zarządczych i skupianie się na problemach ubocznych. Następuje zwycięstwo idei nad rozumem i procedur nad myśleniem” – pozwalają one się domyślać z jednej strony niedostatecznych kompetencji związanych z komunikacją i wywieraniem wpływu po stronie pracowników technicznych, z drugiej strony nieadekwatnych kompetencji technicznych i kierowniczych po stronie zarządu – co w połączeniu powoduje brak skutecznej komunikacji i rozziew pomiędzy szczeblami w hierarchii organizacji.

czy czujesz się pewnie w swojej organizacji?

Liczba respondentów, którzy udzielili negatywnej odpowiedzi na pytanie, czy kultura organizacyjna w przedsiębiorstwie sprzyja poczuciu bycia szanowanym na ich stanowisku pracy jest podobna do liczby wskazanych „demotywatorów” i wynosi 14 proc. Taka część inżynierów w polskich przedsiębiorstwach czuje się nieszanowana.

Jakie kompetencje za kilka lat?

89 proc. osób, które wzięły udział w badaniach ocenia, że w najbliższym czasie najbardziej będą im potrzebne kompetencje techniczne spoza ich dziedziny, a 61 proc. widzi potrzebę rozwoju w swojej dziedzinie. Blisko połowa ankietowanych (47 proc.) uznaje za potrzebne kompetencje miękkie w ich dziedzinie.

Mogę więcej, niż myślę

Odpowiedzi na pytanie o konkretne „twarde” umiejętności techniczne pozwalają postawić hipotezę o istnieniu wśród ankietowanych dużej rozbieżności w świadomości istnienia obszarów kompetencyjnych i znajomości własnych potrzeb szkoleniowych.

W obszarze kompetencji technicznych świadomość waha się od ogólnego zainteresowania rozwojem technologii i nowościami w tej dziedzinie („Nowe systemy automatyki wymagają ciągłego szkolenia, właściwie co miesiąc jest coś nowego. W ciągu najbliższych lat na pewno będę rozwijał umiejętności programowania, projektowania systemów automatyki”), po wskazanie na konkretne programy szkoleniowe („Szkolenia z SAP BW HANA, Interfejs SAP MES”). Warto przy tym pamiętać, że nie wszystkie stanowiska pozwalają dokładnie przewidzieć, jakie umiejętności będą potrzebne („To zależy od kolejnego projektu – za każdym razem trzeba rozwinąć wiedzę w danej branży”). Wśród nietechnicznych umiejętności „twardych” wymieniano: kompetencje finansowe i organizacyjne, rachunek kosztów, zarządzanie sobą w czasie, organizacja pracy i produkcji, zarządzanie projektami. W obszarze „miękkich” kompetencji ankietowani najczęściej wskazywali zarządzanie zasobami ludzkimi. Pojawiły się też umiejętności przydatne w kontakcie z klientami i negocjacjach, pozyskiwanie klientów, dzielenie i przenoszenie kompetencji, kompetencje związane z komunikacją, kreatywnością i przywództwem.

Wnioski: Badanie ujawnia niedostatek

Z wyników badań Akademii ASTOR
wyłania się raczej pesymistyczny obraz
podejścia pracodawców do rozwijania
kadry inżynierskiej.

Ustrukturyzowany program rozwoju pracowników wciąż jest czymś niezbyt często spotykanym w polskich firmach związanych z branżą przemysłową (38 proc.). Mniej niż połowa przedsiębiorstw (45 proc.) nie poszukuje szkoleń dla pracowników. Ponadto nie wszystkie szkolenia są finansowane przez firmy (15 proc. jest finansowana z własnych środków pracownika).

Tymczasem polscy inżynierowie to osoby o stosunkowo wysokim poziomie motywacji wewnętrznej i zaangażowaniu w zadania zawodowe. Blisko ¼ ankietowanych inżynierów to osoby najbardziej motywowane przez możliwość rozwoju (24 proc). 12 proc. To prawdopodobne talenty – pasjonaci swojego zawodu. W całym rozkładzie grupy 14% ankietowanych wskazuje na wynagrodzenie jako motywację.

Liczba osób, które wskazały czynniki demotywujące, jest podobna do liczby deklaracji braku poszanowania zajmowanego stanowiska w zakładzie (odpowiednio 12 proc. i 14 proc.) W odpowiedzi na pytanie o kompetencje potrzebne w najbliższych 5 latach, ankietowani wskazują głównie umiejętności techniczne. Wychodzenie poza obszar własnej specjalizacji technicznej postrzegane jest jako najważniejsza sfera rozwoju (89 proc.). 61 proc. inżynierów dąży również do uzupełnienia kompetencji w swojej dziedzinie. Blisko połowa (47 proc.) dostrzega potrzebę rozwoju kompetencji „miękkich”, związanych z komunikacją i przywództwem. Pojawia się też potrzeba nabywania „twardych” umiejętności nietechnicznych, dotyczących prowadzenia firmy i organizacji pracy (23 proc. odpowiedzi).

Artykuł jest częścią whitepaper’a o rozwoju Inżynierów (Przemysłu) 4.0. Przeczytaj go w całości na www.astor.com.pl/industry4.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Skąd wziął się Przemysł 4.0?

Skąd wziął się Przemysł 4.0?

Który sterownik PLC otworzył erę automatyki przemysłowej? Czy rzeczywiście linia produkcyjna Henry’ego Forda została otwarta jako pierwsza? Zobacz krótki rys historyczny i sprawdź, które kraje najsilniej konkurują o przemysłowe standardy.

Od maszyny parowej do maszyny inteligentnej

4 kolejne etapy rewolucji przemysłowej

Rozumowanie jest proste: zwiększanie zysków wymaga, aby produkować więcej, szybciej i taniej, przy jednoczesnej redukcji wysiłku, jakiego wymaga przeprowadzenie procesu produkcyjnego. Myśl inżynierska już wielokrotnie odpowiadała na tak postawione zadanie, otwierając przed przemysłem nowe możliwości.

Przełomowe osiągnięcia technologiczne odbijały się echem, wywołując tzw. rewolucje przemysłowe, które powodowały znaczące przemiany w strukturze i organizacji produkcji. Nie umniejszając znaczenia przełomowych wynalazków – takich jak koło, czy pierwsze przekładnie mechaniczne – termin „rewolucja przemysłowa” po raz pierwszy pojawił się w czasach nowożytnych.

Punktem wyjścia dla tego zjawiska było spopularyzowanie napędu parowego w maszynach oraz pojazdach, co zapoczątkowało pierwszą rewolucję przemysłową. Napęd parowy pozwolił zwiększyć wydajność produkcji, poprzez zastąpienie pracy mięśni ludzkich pracą maszyn. Napęd parowy miał również rewolucyjny wpływ na rozwój środków lokomocji. W efekcie, światowy przemysł mógł się rozwinąć, dzięki znacząco większym możliwościom produkcji oraz dystrybucji dóbr.

Pojęcie drugiej rewolucji przemysłowej wiąże się z wdrożeniem linii produkcji seryjnej. Za pierwszą uważana jest linia przetwórstwa mięsnego w Cincinnati, uruchomiona w 1870 roku. Najbardziej znaną, natomiast, jest linia produkcyjna stworzona przez Henry’ego Forda w 1913 roku. Nowa organizacja pracy dawała możliwość produkcji masowej, co znalazło odzwierciedlenie w cenie, jakości i powtarzalności produktów. Zakłady, które zdecydowały się na inwestycję w przełomową wówczas technologię, w późniejszym czasie stały się potentatami w swoich branżach.

Wprowadzenie programowalnego sterownika logicznego Modicon 084, w 1969 roku, otworzyło erę automatyki przemysłowej, zapoczątkowując tym samym trzecią rewolucję przemysłową. Zastosowanie sterowników PLC, oprogramowania przemysłowego (SCADA, ERP, MES) oraz robotów przemysłowych pozwoliło na pełną kontrolę przebiegu procesu produkcji w zakładzie. Produkcja stała się transparentna, a zastosowanie tzw. „elastycznych systemów produkcyjnych” przełożyło się na nieosiągalną do tej pory wydajność, dając jednocześnie możliwość zmienności wytwarzanych produktów.

Obecnie stajemy przed czwartą rewolucją przemysłową. Jej głównymi filarami są tzw. „Internet Rzeczy(z ang. IoT, Internet of Things), „Przemysłowy Internet Rzeczy” (z ang. IIoT, Industrial Internet of Things) – pozwalające na globalny dostęp do danych oraz maszyn, „inteligencja maszynowa”, zakładająca pełną autonomizację procesów produkcyjnych, wliczając w to organizację produkcji oraz reakcję na zmiany zapotrzebowania rynku na produkt o konkretnych parametrach.

Konkurowanie o standardy

Wraz z popularyzacją nowoczesnych technologii związanych z rozwojem Internetu i sztucznej inteligencji, ośrodki naukowo-badawcze największych potęg gospodarczych, niezależnie od siebie, podjęły prace zmierzające do wykorzystania nowych narzędzi technologicznych do budowy przewagi w przemyśle.

Kraje, które konkurują o standardy Przemysłu 4.0

W Stanach Zjednoczonych źródłem innowacji są Dolina Krzemowa oraz ośrodki prowadzące badania na rzecz wojska. Niemiecki przemysł maszynowy czerpie wiedzę i kadry – niezbędne do wdrażania nowych technologii – ze ścisłej współpracy z jednostkami badawczymi na uczelniach, od których wymaga się sprzężenia z dużą firmą produkcyjną. W Chinach działają rządowe programy rozwoju przemysłu, a także promocji marki „China” w perspektywie 10 lat (program „made in China 2025”).

Twórcy innowacji konkurują o narzucenie standardów, choć jednocześnie ich prace badawcze dopełniają się w ramach nurtu korzystania z osiągnięć technologicznych. Dlatego też w obiegu krąży kilka nazw oznaczających nowy trend: „czwarta rewolucja przemysłowa”, Przemysł 4.0, Industrie 4.0 oraz Industry 4.0.

Artykuł jest częścią przewodnika po Przemyśle 4.0. Przeczytaj go na www.astor.com.pl/industry4.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

[Raport] Przemysł 4.0 w polskich fabrykach

Przemysł 4.0

[Raport] Przemysł 4.0 w polskich fabrykach

Czy polska gospodarka jest już gotowa na Industry 4.0? Jaka część jest cały czas na etapie drugim i trzecim? Zobacz statystyki polskich fabryk i przeczytaj krótką analizę.

Rewolucja w Polsce

Badanie stopnia automatyzacji firm w Polsce, ASTOR, 2016
 

Badania poziomu automatyzacji polskich zakładów produkcyjnych dowodzą, że dla zarządzających polskimi fabrykami w dużym stopniu aktualne pozostają wyzwania trzeciej rewolucji przemysłowej, związanej z technologiami mikroelektronicznymi. Tylko 15% polskich fabryk jest w pełni zautomatyzowanych (ASTOR, 2015), a 76% respondentów wskazuje na częściową automatyzację. Ponadto, wciąż tylko niewielka część fabryk korzysta z systemów IT do operacyjnego zarządzania i sterowania produkcją (systemy klasy MES, ang. Manufacturing Execution System).

W 2015 wśród metod gromadzenia danych z produkcji, nadal dominowały metody wymagające działań człowieka. Integrację układów sterowania maszyn z oprogramowaniem przemysłowym w celu automatycznej akwizycji danych zadeklarowało ok. 36% polskich firm. Warto zauważyć, że automatyczne gromadzenie danych produkcyjnych jest jednym z nieodłącznych elementów nowoczesnej fabryki, który zarazem umożliwia wprowadzanie zmian, jakich wymaga czwarta rewolucja przemysłowa.

Automatyczne czy ręczne wprowadzanie danych w polskich fabrykach?
Badanie stopnia automatyzacji firm w Polsce, ASTOR, 2016

 

Polski przemysł wciąż zatem ma do opanowania pewien zakres technologii związanych z poprzednią falą zmian w organizacji produkcji, by móc pewnie przejść o krok dalej. W odpowiedzi na pytanie ankiety: „W trakcie której rewolucji przemysłowej znajduje się obecnie Twoja firma?”, większość ankietowanych przedsiębiorstw przyznaje, że znajduje się obecnie w trakcie trzeciej fali zmian. Znaczna część jednak aspiruje do działań w zakresie Przemysłu 4.0, a około 6% osób biorących udział w badaniu opowiedziało się za ścisłą aktywnością w tym zakresie (ASTOR, 2016).

Polska na tle sąsiadów

Polskie fabryki na tle sąsiadów z Europy
Opracowanie własne.

 

Jest wiele powodów naszego opóźnienia technologicznego, w porównaniu do krajów najbardziej uprzemysłowionych. Są to m.in. późne otwarcie na zachodnie technologie (dopiero po 1989 roku), niskie koszty pracy, brak dostępu do odpowiedniego kapitału, brak wyspecjalizowanej kadry inżynierskiej, a także koncentracja na marketingu i sprzedaży w celu budowania pozycji rynkowej.

Jeśli jednak mamy przygotowywać się do wykorzystania możliwości związanych z obecną, czwartą rewolucją przemysłową, w pierwszej kolejności potrzebny jest pełny dostęp do technologii z poprzedniego etapu, czyli zbudowanie silnej infrastruktury pozwalającej na automatyzację i informatyzację produkcji. Ta warstwa technologiczna służy bowiem jako fundament do inwestycji w bardziej „inteligentne” technologie. Przejście na „poziom 4.0” wymaga również dużych inwestycji w wykształcenie menedżerów i inżynierów wystarczająco kompetentnych, by wdrażać i utrzymywać najnowsze technologie.

Przykładowe realizacje Przemysłu 4.0 w Polsce:

[POLMO] Zrobotyzowana linia spawania obsługiwana przez 5 robotów

[LOTOS] System MES i monitoring mediów u czołowego producenta asfaltu

Artykuł jest częścią przewodnika po Przemyśle 4.0. Przeczytaj go na www.astor.com.pl/industry4.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Czy Przemysł 4.0 naprawdę coś zmieni w naszym życiu?

Edukacja

Czy Przemysł 4.0 naprawdę coś zmieni w naszym życiu?

Rewolucja, zmiany, przyszłość inżynierów. Zewsząd docierają do nas rozmaite informacje dotyczące Przemysłu 4.0. Ile z nich mówi o faktach?

„Czwarta rewolucja” już zmieniła świat, w którym żyjesz

Zasięg zmiany wywołanej czwartą rewolucją przemysłową jest rozległy: dotyczy ona nas wszystkich i wnika w znaczącą część codziennego życia, zarówno prywatnego, jak i służbowego.

Jeśli w życiu prywatnym np.:

  • większość swoich plików, np. zdjęć, przechowujesz w Internecie,
  • korzystasz z zakupów w sklepach internetowych,
  • masz zegarek, który automatycznie przesyła do sieci dane o Twoich wynikach sportowych, analizuje je i dostarcza Ci raport,
  • komputer pokładowy Twojego auta potrafi się uczyć.

a w zakładzie przemysłowym:

  • sterujesz procesami produkcyjnymi z telefonu komórkowego,
  • serwer Twojego systemu produkcyjnego znajduje się pod kołem podbiegunowym,
  • kalkulujesz, czy produkcja części zamiennych w technologii 3D byłaby bardziej opłacalna,
  • rozważasz skorzystanie z rozszerzonej rzeczywistości, by lepiej zaprojektować układ maszyn na nowym stanowisku produkcyjnym.

To oznacza, że już jesteś częścią czwartej rewolucji przemysłowej.

Głębokie zmiany sposobu życia związane są ze zjawiskami i wynalazkami, takimi jak: powszechny dostęp do Internetu na świecie, drastyczne obniżenie kosztów przechowywania danych, pojawienie się mobilnych urządzeń elektronicznych, a także „inteligentnych” czujników, w tym tych reagujących na obecność człowieka w pobliżu, rozwój odnawialnych źródeł energii oraz badania nad sztuczną inteligencją i uczeniem maszynowym.

Przemysł 4.0 - koszt przechowywania danych
Koszt przechowywania 1 GB danych Źródło: „The Fourth Industrial Revolution” Klaus Schwab, 2016

 

Zakłady produkcyjne w obliczu czwartej rewolucji przemysłowej

Jesteś inżynierem, pracujesz w zakładzie produkcyjnym? Te 4 technologie i zjawiska nie powinny być Ci obce:

  1. Przemysłowy Internet Rzeczy, Industrial Internet of Things (w skrócie IIoT) – czyli możliwość globalnego działania firmy, wygodny dostęp do potrzebnych danych oraz zdalna kontrola nad przebiegiem procesu,
  2. Autonomiczne systemy wytwarzania – tworzenie „inteligentnych” fabryk, które autonomicznie organizują proces produkcji i elastycznie reagują na zmiany wymogów,
  3. Nowoczesne systemy wsparcia dla służb utrzymania ruchu – stosowanie algorytmów prewencyjnych do przewidywania wystąpienia awarii oraz wdrażanie urządzeń mobilnych zapewniających stały dostęp do kompletu dokumentacji i zestawu parametrów pracy linii dla SUR,
  4. Robotyzacja – wdrażanie elastycznych gniazd produkcyjnych opartych o robotyprzemysłowe, użycie robotów przystosowanych do kooperacji z człowiekiem.
Przemysł 4.0 - Itmatyk - Automatyk-Robotyk
ITMATYK

 

Czwarta rewolucja przemysłowa niesie liczne wyzwania dla inżynierów. Poza wspomnianą powyżej pogonią za postępem technologicznym, w obliczu globalnego dostępu do danych i integracji urządzeń w ramach IIoT (Przemysłowego Internetu Rzeczy), kluczowe wydaje się być cyberbezpieczeństwo, gdyż podłączenie całego zakładu do Internetu wystawia go na potencjalne ataki cyberprzestępców. Niezwykle istotne staje się inwestowanie w produkty o bezpiecznej architekturze, a także utrzymywanie odpowiedniej polityki bezpieczeństwa.

Wyzwaniem dla firm, które chcą się automatyzować, będzie również wykształcenie kadry inżynierskiej oraz budowanie programów rozwoju kadry inżynierskiej.

Nowoczesny inżynier (być może ITMATYK) będzie musiał nadążyć za postępem technologii, dbając o rozwój nie tylko w dziedzinie swojej spe­cjalizacji, ale również innych, które z nią ściśle współpracują.

W obecnej sytuacji, zaledwie 1/3 polskich firm buduje programy rozwoju dla kadry inżynierskiej, a 55% przedsiębiorstw nie wspiera procesu poszukiwania szkoleń dla inżynierów (ASTOR 2015).

Przemysł 4.0 w wymiarze społecznym i ekonomicznym

Klaus Schwab, założyciel Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, w książce „The Fourth Industrial Revolution” wydanej w lutym 2016 roku, podaje dobitny przykład tego, jak zmiany wpływają na ekonomię. Trzy czołowe firmy z Detroit, miasta, które jest centrum tradycyjnego przemysłu, w 1990 roku uzyskały rynkową kapitalizację na poziomie 36 miliardów USD oraz przychody w wysokości 250 miliardów USD. Analogicznie, trzy firmy z Doliny Krzemowej w roku 2014 wypracowały 1,09 biliona (!) USD kapitalizacji i 247 miliardów USD przychodów przy 10-krotnie mniejszym zatrudnieniu (137 000 pracowników).

Czwarta rewolucja przemysłowa - kapitalizacja przemysłu
Kapitalizacja przemysłu
Źródło: „The Fourth Industrial Revolution” Klaus Schwab, 2016

 

Wzrost automatyzacji przemy­słu w ramach niemieckiego programu Industry 4.0 przeło­żył się na obniżenie bezrobocia.

Rozwój automatyzacji oraz robotyzacji przemysłu, zapoczątkowany w ramach trzeciej rewolucji przemysłowej niesie zagrożenie dla osób wykonujących proste i powtarzalne czynności w pro­cesie produkcji. W związku ze zmianami może się pojawić potrzeba poszerzania swoich kwalifikacji z uwagi na potencjal­ny wzrost zapotrzebowania na pracow­ników w sektorach, w których stosowa­nie maszyn i robotów jest niemożliwe lub nieopłacalne. Pomimo tych obaw, powołując się na przykład naszych sąsiadów zza Odry, wzrost automaty­zacji przemysłu w ramach niemieckiego programu Industry 4.0 przełożył się na obniżenie bezrobocia, przy jednoczesnym wzroście liczby ludności.

Przemysł 4.0 a bezrobocie w Niemczech i Polsce
Bezrobocie w Niemczech
Źródło: radeeconomics.com

 

Wyniki tych badań są jednym z wielu argumentów przemawiających za tym, że wzrost automatyzacji przemysłu nie generuje bezrobocia (przykład Nie­miec wskazuje, że sytuacja jest wręcz przeciwna), a dodatkowo wpływa po­zytywnie na rozwój społeczeństwa oraz pozycję przemysłu w danym państwie, a także na jego konkurencyjność na rynku światowym.

Artykuł jest częścią przewodnika po Przemyśle 4.0. Przeczytaj go na www.astor.com.pl/industry4

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Chodniki

Chodniki

Gdy buduje się nowe osiedle lub inne podobne obiekty, najczęściej powstają tam również chodniki dla pieszych. Zapewne są one projektowane razem ze wszystkimi innymi elementami inwestycji. Zawsze dziwiło mnie to, jaką trudnością może być zaprojektowanie dobrego rozmieszczenia chodników.

Po raz pierwszy zwróciłem na to uwagę, gdy miałem 7 czy 8 lat. Wybudowano wtedy chodniki w okolicy bloku, w którym mieszkaliśmy. Doskonale pamiętam, jak pytałem Tatę, dlaczego chodnik został poprowadzony tam, gdzie prawie nikt nie chodzi, podczas na linii, którą chciałoby się poruszać znacznie więcej osób, zasiano trawę. Były to jeszcze czasy głębokiego PRL-u, wtedy wszystko robiono w taki sposób, żeby było jak najbardziej postawione na głowie. Dlatego mój Tata tylko uśmiechnął się z politowaniem, słuchając naiwnego dzieciaka.

Minęło wiele lat, a ja wciąż spotykam podobne sytuacje w różnych miejscach. Można je rozpoznać po tym, że poza siecią chodników w “terenie” widoczna jest sieć chodników alternatywnych, czyli po prostu wydeptanych ścieżek. Dokładnie tak samo, jak przed laty ludzie bardzo szybko wydeptali ścieżkę w tym miejscu, gdzie mały Mateusz wybudowałby chodnik. Całkiem niedawno w moim mieście oddano do użytku nowy parking miejski. Z parkingu tego wytyczono kilka chodników, ale znowu poruszając się w najbardziej popularnym kierunku trzeba mocno nadłożyć drogi.

To bardzo proste. Ludzie bardzo nie lubią sztucznych przeszkód. Lubią natomiast ułatwiać sobie życie. Jeżeli da się gdzieś dojść prosto, to chcą po prostu pójść prosto. Tymczasem jakiś nadkreatywny projektant chce im to utrudnić, w imię wartości takich jak “symetria”, “doskonałość geometryczna” czy “kształt artystyczny”. Ludzi tego typu wartości nie obchodzą, oni po prostu zauważają, że zamiast 100 metrów muszą przejść 200.

Jak więc dobrze zaprojektować chodniki? Bez wątpienia najskuteczniejszy jest pomysł, na który wpadłem już wtedy, gdy jako ośmiolatek obserwowałem wydeptywanie trawy pod moim blokiem. Stwierdziłem wówczas, że najlepiej byłoby zasiać trawę wszędzie i nie budować żadnego chodnika. Po pewnym czasie wydeptane ścieżki bezbłędnie pokazałyby nam optymalne położenie chodników.

Oczywiście pomysł ten w takim kształcie nie zawsze jest praktyczny. Na ogół nie można czekać aż tak długo. Ale przecież tak naprawdę nie potrzebujemy ani siać trawy, ani czekać długich miesięcy na jej zadeptanie. Najczęściej wystarczy po prostu stanąć w tym miejscu i obserwować. Zapewne już po kilku dniach będziemy wiedzieć, gdzie ludzie najczęściej chodzą, a gdzie nie porusza się nikt.

Brutalna prawda jest natomiast taka, że w większości przypadków nawet to jest niepotrzebne! Jeżeli nasze dzieło budujemy w jakimś już istniejącym otoczeniu, to dobre rozplanowanie chodników naprawdę można wykonać bez eksperymentowania. Ludzie przecież nie poruszają się bez celu. Idą do sklepu, na przystanek autobusowy, do szkoły. Jeżeli budujemy parking przeznaczony dla osób, które chcą udać się na Rynek, to ze sporym prawdopodobieństwem  można założyć, że większość z nich po zaparkowaniu uda się na Rynek. Można więc przewidzieć, gdzie chodnik będzie potrzebny, a gdzie na pewno nie.

Ta sama zasada obowiązuje zawsze, gdy projektujemy cokolwiek dla ludzi, a więc również program system sterowania, aplikację wizualizacyjną czy interfejs HMI. Najważniejsze jest, czego będzie oczekiwał użytkownik i jakie będą jego potrzeby. To, co my sami sądzimy na temat używania naszego produktu, jest całkowicie bez znaczenia. A szczególnie nie ma żadnego znaczenia to, że zaprojektowaliśmy coś artystycznie pięknego i efektownego. Zapewniam, że jeżeli będzie to nieużyteczne, nikt naszych wysiłków nie doceni.

Dlatego właśnie nad potrzebami użytkownika musimy się naprawdę dobrze zastanowić. Jeżeli sami nie potrafimy wymyślić, jak poprowadzić te nieszczęsne chodniki, zróbmy eksperyment – czyli po prostu testy użyteczności. Efekt naszej pracy tak czy inaczej będzie zweryfikowany w tzw. “praniu”, czyli w praktyce. Musimy być gotowi na to, że konieczne będą poprawki. Nie ma tutaj drogi na skróty, bo brak pokory i arogancka postawa typu “ja wiem lepiej, a użytkownik musi się dostosować” to najczęściej gwóźdź do trumny projektanta i jego projektu.

Pod moim rodzinnym blokiem po kilku latach wybudowano chodnik na wydeptanej linii. Im wcześniej przyjmiemy do wiadomości, że użytkownik ma zawsze rację, tym lepiej dla nas.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Nowa strona WWW firmy ASTOR

Nowa strona WWW firmy ASTOR

Z początkiem stycznia została uruchomiona nowa strona WWW firmy ASTOR.

Zapraszamy wszystkich do odwiedzania i dzielenia się uwagami, które można przesyłać na adres webmaster@astor.com.pl

Nowa strona dostępna jest pod adresem www.astor.com.pl

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Porozmawiaj ze swoim telefonem

Porozmawiaj ze swoim telefonem

To jest tekst gościnny, pochodzący z bloga invent.io – technika dla ludzi

Ogłaszając wejście na rynek kolejnej odsłony iPhone firma Apple przedstawiła jedną, moim zdaniem bardzo istotną nowość. Mam na myśli Siri, cyfrową asystentkę, z którą porozumiewamy się głosem. Reakcje były różne, niektóre entuzjastyczne, ale niemało było również głosów niedowierzania i żartów. Wśród poważniejszych opinii moją uwagę zwrócił Andy Rubin z Google, który powiedział, że gadanie z własnym telefonem jest “nieco dziwne” – i że z telefonami nie powinniśmy rozmawiać.

Ależ dlaczego?

Pomińmy fakt, że pan Rubin nie jest konsekwentny. Przecież Google też pracuje nad techniką rozpoznawania mowy w telefonach. Pisaliśmy o tym w styczniu. Przede wszystkim jednak mowa to najstarszy i najpowszechniejszy z ludzkich sposobów komunikacji. Człowiek uczy się najpierw mówić i rozumieć mowę, a potem dopiero – pisać i czytać. Komunikować się za pośrednictwem klawiatury uczymy się w ogóle na samym końcu, i to nie wszyscy. (Choć akurat to powoli się zmienia – coraz więcej małych dzieci całkiem sprawnie pisze na klawiaturze. Nie zmienia to faktu, że z reguły wcześniej opanowują mowę.)

Moim zdaniem to właśnie mowa jest też najbardziej naturalnym sposobem “porozumiewania się” z różnymi urządzeniami. Już wiele lat temu uważałem, że to kiedyś będzie podstawowa metoda komunikacji z komputerem. Powiedzieć coś jest znacznie łatwiej, niż napisać na klawiaturze. Jest to również szybsze i wygodniejsze. W przypadku telefonu ten efekt jest jeszcze silniejszy, ze względu na to, że klawiatury smartfonów są z reguły małe i bardzo niewygodne.

Jedyną przeszkodą do tej pory były niedostatki techniki. Niestety rozpoznawanie mowy nie jest proste. Nikomu dotąd nie udało się osiągnąć poziomu wystarczającego do tego, aby tę technikę upowszechnić. Dużo prostsze okazało się np. rozpoznawanie pisma odręcznego. Królują natomiast nadal klawiatury.

Tak czy inaczej, upowszechnienie rozpoznawania mowy powinno być kwestią czasu. Prędzej czy później technika rozwinie się na tyle, że komputer będzie potrafił rozumieć płynną mowę niezależnie od akcentu, intonacji, a z czasem nawet języka. Wtedy stanie się możliwe to, co widzieliśmy dotąd tylko w filmach – HAL9000 z „Odysei Kosmicznej” i Matka z „Obcego” przestaną być jedynie wymysłem autorów fantastyki. Jak dotąd miałem jednak wrażenie, że ten temat nie jest wystarczająco modny, a laboratoria wielkich firm nie nadają mu zbyt wysokiego priorytetu. Owszem, prowadzone były pewne eksperymenty (m.in. wspomniane już badania Google), ale na zbyt małą skalę.

Teraz firma Apple dokonuje istotnej zmiany. Rozpoznawanie głosu staje się bardzo ważną i marketingowo nośną funkcją flagowego produktu, wychodząc tym samym z niszy. Siłą Siri jest nie tylko skuteczne rozpoznawanie mowy, ale przede wszystkim “rozumienie” poleceń wydawanych językiem potocznym. Ustawienie alarmu, wysłanie wiadomości, sprawdzenie pogody w wybranym mieście, przeliczenie walut – to wszystko nie będzie już wymagało klikania po różnych menu, wybierania pozycji z list i wprowadzania danych poprzez klawiaturę. Wystarczy powiedzieć jedno zdanie.

Nie wierzą Państwo?

Projektanci Siri wykazali się też niebanalnym poczuciem humoru, o czym przekonało się m.in. wielu cwaniaków, którzy próbowali zadać jej pytania podchwytliwe, złośliwe lub niesmaczne. Dowody można znaleźć na tej stronie.

Dlaczego nie możemy mówić do naszego telefonu? Dlaczego nie moglibyśmy mową porozumiewać się z naszym komputerem? A dlaczego nie można by mówić do bankomatu albo telewizora?

To nie jest głupie, to jest przede wszystkim wygodne i efektywne.

 

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Człowiek, który wiele zmienił

Człowiek, który wiele zmienił

Często nadużywamy wielkich słów. Opisując ludzi lub zdarzenia używamy określeń patetycznych lub ponad miarę. Mnóstwo wielkich słów padło też po śmierci Steve’a Jobsa. W jego przypadku chyba nie było w tym wiele przesady. Jobs z pewnością nie był postacią bez skazy. Nie wszystkie jego koncepcje mogły się podobać każdemu. Ten człowiek jednak naprawdę sporo zmienił – i to nie tylko w hermetycznym świecie speców od IT, ale również w życiu zwykłych ludzi.

O znaczeniu Jobsa we współczesnym świecie sporo mówi skala hołdów, które były mu składane. Wypowiadali się jego wielcy konkurenci (Gates, Page, Brin czy Zuckerberg), ale także osoby spoza świata IT (Spielberg, Bloomberg, czy nawet prezydent Obama oraz prezydenci i premierzy innych państw). Śmierć lidera Apple była wydarzeniem dnia na czołówkach nie tylko specjalistycznych serwisów, ale wszystkich mediów całego świata. Czym on sobie na to zasłużył?

Steve Jobs powiedział kiedyś, że jest wielkim szczęściem, jeżeli uda się nam brać choć raz udział w projektowaniu produktu, który dokonuje rewolucji w jakiejś dziedzinie życia. Powiedział to, zapowiadając kolejną, bodaj piątą już dużą rewolucję, której miał dokonać. W latach 70, wbrew wszystkim, którzy miejsce dla komputerów widzieli tylko w dużych firmach i instytucjach, założył firmę Apple i uparł się, że komputery trafią pod strzechy. W latach 80 przedstawił kolejną wizję – Macintosh, łatwy w użyciu komputer z interfejsem graficznym, którego każdy potrafi obsłużyć. Potem – wyrzucony z Apple – pracuje nad komputerami NeXT, które stanowiły podwaliny pod jego wielkie sukcesy w XXI wieku, a już wtedy znacząco wyprzedzały swoje czasy. Warto napomknąć, że pierwszy serwer WWW na świecie pracował właśnie na komputerze NeXT. Przy okazji, niejako mimochodem, buduje studio filmowe Pixar i tym samym inicjuje rewolucję w dziedzinie kinematografii, produkując pierwsze komputerowe filmy animowane.

Następnie Jobs wraca do Apple i udaje mu się wyciągnąć tę bliską bankructwa firmę na szczyty biznesu (dziś to najdroższa firma na świecie). Przy okazji całkowicie rewolucjonizuje rynek muzyczny, prezentując iPoda oraz sklep muzyczny iTunes (dziś największy sprzedawca muzyki na świecie). A po kilku latach przedstawia światu iPhone’a, czyli produkt, który w ogromnym stopniu odmienił warunki gry na rynku telefonów komórkowych.

Jak to się robi? Na czym polegał fenomen człowieka, który przecież nie był inżynierem ani programistą, i sam osobiście nie projektował tych wszystkich produktów? Był Jobs wizjonerem – tak wszyscy dziś mówią. No był, ale wizjonerów przecież jest wielu. Rzecz w tym, że Jobs był wizjonerem skutecznym. Nie tylko miał wizje, ale również ogromną determinację w ich realizowaniu, oraz wielką charyzmę. To pozwalało mu porywać innych za sobą. Osobiście uczestniczył w procesie twórczym wszystkich produktów Apple. Był szalenie wymagający – wszystkie szczegóły musiałby być wyszlifowane do perfekcji, aby spełniały jego oczekiwania. Potrafił wybornie inspirować swoich pracowników. Poza tym – co bardzo ważne – sam głęboko wierzył w słuszność swoich koncepcji. Dzięki temu był wiarygodny. No i nie bał się narzucać swoich wizji całemu światu. Dlatego w przeszłości zdecydowanie częściej to inni podążali za Apple, niż odwrotnie.

Osobiście za klucz sukcesów Steve’a Jobsa uważam coś zupełnie innego. Otóż był to człowiek, który bardzo mocno koncentrował się na kliencie – użytkowniku i jego potrzebach. Najważniejsze w urządzeniach firmowanych przez Jobsa było to, aby pozwalały one użytkownikowi na realizację jego zadań – i to w możliwie najłatwiejszy i najprzyjemniejszy sposób. Nie jest ważne, jakie parametry ma Twój komputer, ile ma pamięci i jaki procesor – mówił Jobs. Ważne, aby realizował wszystko, do czego został stworzony – i aby użytkownik był z niego zadowolony. I faktycznie tak było – przez długi czas przeciętny użytkownik Maca nie miał pojęcia, co jest w środku, i do niczego ta wiedza nie była mu potrzebna. Wychodząc z takich założeń Jobs wypuszczał na rynek bardzo dopracowane komputery i inne urządzenia, które mogły być z łatwością obsługiwane przez osoby nie mające dogłębnej wiedzy informatycznej.

Napisałem jednak, że nie był Jobs postacią bez skazy. Nie chcę tu poruszać tematu jego charakteru, czy spekulacji o tym, jakim był szefem. Jest jednak faktem, że nie wszystkie wizje Jobsa były moim zdaniem wybitne, nie zawsze też podobać się mogły metody ich ucieleśniania. Jedną z udanych małych rewolucji lidera Apple było upowszechnienie standardu USB. Niewiele osób zdaje sobie dziś sprawę z tego, jak duże znaczenie miał tu fakt upartego lansowania tych złącz w komputerach iMac – inne złącza zostały po prostu brutalnie usunięte. Po latach Jobs próbował powtórzyć ten manewr, uniemożliwiając obsługę standardu Flash w iPhone’ach i iPadach. Flasha na razie pokonać się nie udało, za to miliony użytkowników tych urządzeń mają problem z oglądaniem niektórych stron internetowych. Podobnie konsekwentnie walczyło Apple z płytami Blu-ray. Próżno ich szukać w Makach. Jobs widział przyszłość wyłącznie w udostępnianiu filmów przez Internet. Być może tak właśnie będzie, ale nie każdemu może się podobać taki sposób narzucania innowacji.

Podobnie ślepą moim zdaniem uliczką jest cała koncepcja epoki Post-PC, ostatniej wielkiej wizji Jobsa. Tablety i smartfony, takie jak iPad i iPhone, mają doprowadzić do zmierzchu tradycyjnych komputerów osobistych. Sądzę, że zostaje tu przekroczona cienka granica w dążeniu do łatwości używania różnych urządzeń. Na ten temat pisałem już jednak w innym miejscu – zapraszam do przeczytania. W skrócie można powiedzieć, że kierunek, w którym od pewnego czasu zmierza firma Apple – a za nią i inni – nie do końca mi się podoba.

W bardzo często cytowanym wystąpieniu kierowanym do absolwentów Uniwersytetu Stanforda Steve Jobs powiedział: “Nikt nie chce umierać. Nawet ludzie, którzy chcą iść do nieba, nie chcieliby umrzeć, by się tam znaleźć. Śmierć jest przeznaczeniem, które wszyscy dzielimy. Nikomu nigdy nie udało się jej wymknąć. Tak też powinno być, ponieważ śmierć jest prawdopodobnie najważniejszym wynalazkiem życia. Jest pośrednikiem wymiany życia. Usuwa stare, by utorować drogę nowemu”. To prawda, ale czasem nie jest tak łatwo zastąpić “stare” czymś “nowym”.

Szczególnie zaś ciężko zastąpić ludzi formatu Steve’a Jobsa.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Palec czyni różnicę

Palec czyni różnicę

To jest tekst gościnny, pochodzący z bloga invent.io – technika dla ludzi

Dotykowość jest dziś w modzie. Dotykowe telefony, smartfony i tablety stanowią coraz większą część rynku mobilnego. Kilka lat temu tego typu urządzenia stanowiły niszę. “Normalny” telefon to był telefon z klasycznymi przyciskami. Ekrany dotykowe spotykane były w drogich asystentach cyfrowych (PDA), obsługiwało się je uroczym rysikiem (vel piórkiem lub stylusem), który bardzo lubił ginąć. Ekrany z kolei chętnie się rysowały – czyli kolekcjonowały rysy. Mało kto naprawdę lubił używać tego typu ekranów. Dlaczego dziś jest inaczej?

Przełomem okazało się wprowadzenie przez Apple na rynek pierwszego iPhone’a. Nagle okazało się, że obsługa telefonu za pomocą ekranu dotykowego może być nie tylko łatwa i przyjemna, ale wręcz znacznie wygodniejsza i efektywniejsza, niż rozwiązania klasyczne. Na czym polegała różnica? Na wykorzystaniu czułego ekranu pojemnościowego, pokrytego hartowanym szkłem.

W praktyce spowodowało to dwie zasadnicze zmiany. Po pierwsze, ekran jest bardzo odporny na zarysowanie. Po drugie – można go wygodnie obsługiwać palcem. Czyli “najlepszym możliwym urządzeniem wskazującym, z którym wszyscy się urodziliśmy” – jak powiedział Steve Jobs prezentując iPhone’a. Otóż to! Właśnie palcem posługujemy się najsprawniej, jest on dużo efektywniejszy, niż rysik. No i na ogół go nie gubimy.

Dziś już wszyscy idą w kierunku wyznaczonym przez Apple. Rynek zalewany jest kolejnymi dotykowymi smartfonami i tabletami. Warto jednak wiedzieć, że “dotykowy trend” widoczny jest nie tylko na rynku konsumenckim, ale również w zastosowaniach profesjonalnych. Dobrym przykładem są przemysłowe panele operatorskie, czyli urządzenia pełniące rolę HMI (Human Machine Interface) – wizualizujące przebieg procesu produkcyjnego oraz pozwalające operatorom na sterowanie ich przebiegiem.

15 lat temu panel operatorski kojarzył mi się z małym urządzeniem wyposażonym w ciekłokrystaliczny wyświetlacz monochromatyczny, prezentujący dwie linie tekstu, oraz w szereg przycisków sterujących. Tak właśnie wyglądały pierwsze panele, z którymi się zetknąłem. Później coraz więcej było urządzeń wyposażonych w ekrany graficzne, najpierw monochromatyczne, później coraz częściej kolorowe. Dziś bardzo popularne są panele o dużej rozdzielczości i pełnokolorowe, ale również dotykowe. W tego rodzaju urządzeniach dodatkowe przyciski są na ogół zbędne.

Okazuje się, że nawet specjaliści, w profesjonalnych zastosowaniach, wolą używać rozwiązań przyjaznych i czytelnych. Na dużym kolorowym wyświetlaczu widać lepiej. Dzięki obsługiwanemu palcem ekranowi dotykowemu interakcja jest łatwiejsza. Dawniej barierą były wysokie ceny dużych paneli kolorowych. Dziś ceny spadły i są dostępne nawet tanie panele kolorowe dotykowe.

A odporność i wytrzymałość? Och, doprawdy to nie problem. Taka wystarczy?

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

e-Przemysł

e-Przemysł

W czasach, gdy wszystko chce być “e-“, coraz trudniej znaleźć dziedzinę życia niepodłączoną do Internetu. Jeszcze 25 lat temu mało kto przypuszczał, że przez sieć będziemy robić zakupy, słuchać radia, oglądać telewizję, a nawet wykonywać operacje bankowe. Dziś zdziwienie wywołuje raczej sytuacja, w której czegoś nie da się zrobić przez Internet. Ale skoro już nawet urzędy państwowe zaczynają być dostępne bez wychodzenia z domu, to znaczy że naprawdę nic nie powstrzyma ekspansji światowej sieci. Dlaczego więc przemysł nie może być “e-“? Oczywiście, że może.

Producenci sprzętu i oprogramowania przemysłowego zauważyli to rzecz jasna już dawno. Aplikacje wizualizacyjne od lat pozwalają na podgląd stanu procesu przez Internet. Tą samą drogą dostępne są raporty z baz danych. Nie mówimy zresztą już tylko o podglądzie – możliwe jest również zdalne wpływanie na działanie systemów produkcyjnych. W serwery WWW wyposażane są obecnie także panele operatorskie, a nawet sterowniki PLC i kontrolery PAC. Dzięki Internetowi można też budować naprawdę rozproszone systemy, łączące nie tylko kilka linii czy hal produkcyjnych, ale wręcz różne zakłady, położone – czemu nie? – na różnych kontynentach.

Sceptyk zapyta naturalnie: ale na co nam to wszystko? Czy naprawdę zinternetyzowana fabryka będzie produkować lepiej? Takie pytania stawiane są zawsze, gdy na horyzoncie pojawiają nowe technologie i nowe możliwości. Samochód też uważany był za fanaberię. Problem polega na tym, że większości ludzi bardzo trudno jest wyobrazić sobie możliwości otwierane przez coś, czego wcześniej nie było. Człowiek XIX wieku z powodzeniem obywał się bez prądu, a człowiek XX wieku – bez Internetu. Jestem pewien, że gdyby Internet przenieść w czasie i zaprezentować go np. w roku 1960, to miażdżąca większość ludzi potraktowała by go jako dziwaczną ciekawostkę, taką z rodzaju “na diabła nam to potrzebne”.

Jakie więc pożytki płyną z podłączenia naszego zakładu produkcyjnego do światowej sieci? Nie jestem sobie w stanie wyobrazić wszystkich korzyści i otwierających się szans. Niektóre są jednak oczywiste i wskazać je bardzo łatwo. W epoce globalizacji możliwość wymiany informacji pomiędzy poszczególnymi fabrykami dużego koncernu jest bardzo cenna. Możemy łatwo tworzyć skonsolidowane raporty, łączące dane z wielu lokalizacji. Możemy, na bieżąco modyfikować plany lub harmonogramy, albo przesuwać zlecenia produkcyjne pomiędzy fabrykami. Bardzo łatwe i niemal natychmiastowe staje się też propagowanie zmian w aplikacjach lub ich optymalizacja – może się tym zajmować pojedyncza komórka organizacyjna znajdująca się w jednej lokalizacji.

Zdalny dostęp do danych i raportów z pewnością docenią też menedżerowie, którzy dużo podróżują. Przebywając w delegacji nie muszą być już odcięci od informacji oraz możliwości podejmowania decyzji – wystarczy laptop i dostęp do Internetu. Taki sam dostęp do systemu mamy również z domu, a nawet z wakacji. Wiem, że wkraczam tu na grząski grunt, jednak jest faktem, że w awaryjnych sytuacjach taka opcja może okazać się bezcenna. Tak naprawdę możemy pójść krok dalej – i nawet nie potrzebować laptopa, którego z powodzeniem może zastąpić tablet lub smartfon. Technologie mobilne to jednak osobny temat, któremu z pewnością poświęcimy oddzielne teksty.

Warto też wspomnieć, jakie możliwości otwierają się przed integratorami, wdrażającymi i serwisującymi aplikacje przemysłowe. Odległość siedziby integratora od klienta przestaje być poważną barierą. Osobistych wizyt na miejscu wdrożenia całkowicie uniknąć się nie da, bo fizyczna instalacja urządzeń przez Internet jest niemożliwa (ach, ta ograniczona wyobraźnia…). Zdecydowana większość operacji programowych – takich jak modyfikacje oprogramowania, wgrywanie nowych wersji, diagnostyka itp. – może być jednak z powodzeniem realizowania zdalnie. Jak to może wpłynąć na koszty wdrożenia i – przede wszystkim – serwisu, nie trzeba więcej pisać.

Niezależnie od tego, co mówią sceptycy, Internet ma przyszłość również w przemyśle. I jest to przyszłość – jestem tego pewien – bardzo nieodległa.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Przemysłowa Wieża Babel

Przemysłowa Wieża Babel

Gdy chcemy zbudować sieć lokalną w domu lub biurze, wszystko wydaje się proste jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Chcemy kable? To oczywiście kładziemy Ethernet, dziś już “gigabajtowy”. Tanio i ekologicznie, niespodzianki nie są przewidziane. Kable precz? Proszę bardzo, oto WiFi. Również tanio, nieco mniej bezstresowo, bo jednak niespodzianki się zdarzają. Tymczasem w zastosowaniach przemysłowych chętnym na komunikowanie się zawsze było pod górkę.

Do dziś doskonale pamiętam, jak kiedyś pisałem oprogramowanie do komunikacji przez sieć Sinec L2 w pewnym systemie zautomatyzowanym.

Gdy chcemy zbudować sieć lokalną w domu lub biurze, wszystko wydaje się proste jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Chcemy kable? To oczywiście kładziemy Ethernet, dziś już “gigabajtowy”. Tanio i ekologicznie, niespodzianki nie są przewidziane. Kable precz? Proszę bardzo, oto WiFi. Również tanio, nieco mniej bezstresowo, bo jednak niespodzianki się zdarzają. Tymczasem w zastosowaniach przemysłowych chętnym na komunikowanie się zawsze było pod górkę.

Do dziś doskonale pamiętam, jak kiedyś pisałem oprogramowanie do komunikacji przez sieć Sinec L2 w pewnym systemie zautomatyzowanym. Była to jedyna możliwość wymiany informacji z częścią zastosowanych urządzeń. Z innymi urządzeniami trzeba było porozumiewać się w inny sposób, a z komputerem – w jeszcze inny. Cóż, trzeba było siedzieć i pisać rozmaite drivery i gatewaye. Mój “Sinec L2 Ethernet Driver” jeszcze się uruchamia – niestety zgłasza brak sieci Sinec. Przykro mi, driverze, nic na to nie poradzę.

Później wielokrotnie znajdowałem się w sytuacji, gdy musiałem pomagać klientom w ogarnięciu tematu komunikacji w ich skomplikowanych systemach automatyki przemysłowej. Sterownik z komputerem? Nie ma problemu! Ale wie pan, ja tam mam jeszcze takie czujniki. Albo regulatory… I one mają taki nietypowy protokół – da się z tym coś zrobić? “Nietypowy protokół” – słowa, których wolelibyśmy nie słyszeć.

Miałem szczęście. “Moje” sterowniki, panele i programy miały zawsze bardzo dużo driverów, również do nietypowych protokołów. Nie zmienia to faktu, że zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie mógłby istnieć jeden protokół i jeden standard komunikacyjny – byłoby przecież znacznie prościej. Tym bardziej, że taki standard od dawna istniał i był na świecie bardzo popularny. A do tego ja go bardzo lubiłem.

Ethernet w przemyśle był jednak traktowany troszeczkę po macoszemu. Owszem, chętnie go stosowano, ze względu na jego liczne zalety, ale – odnoszę takie wrażenie – nigdy nie został uznany za standard całkowicie “poważny”. Oprócz zalet miał też i wady. Nie był w pełni deterministyczny, ani stuprocentowo real-time. Obecnie Ethernet wchodzi już w pełni na przemysłowe “salony”, a to dzięki standardowi PROFINET.

PROFINET ma być Ethernetem przemysłowym “pełną gębą”, łączącym w sobie zalety Ethernetu klasycznego i sieci Profibus. Ma on dwie podstawowe zalety: zgodność z dotychczasowymi standardami oraz wykorzystanie doskonale znanych mediów transmisyjnych: skrętki ekranowanej i światłowodu. Dzięki temu łatwiejsze staje się połączenie “świata produkcji” ze “światem biura”. Dawniej było to łatwe tylko wtedy, gdy w systemach produkcyjnych stosowaliśmy Ethernet. Jeżeli automatyka wykorzystywała np. Profibus – było już trudniej.

Czy PROFINET stanie się “jedynym standardem” – tak jak Ethernet nie ma konkurencji w domowych i biurowych (kablowych) sieciach lokalnych? Za wcześnie, by o tym przesądzać. Na pewno nie stanie się to szybko – w technice “przemysłowej” czas płynie znacznie wolniej, niż na rynku konsumenckim.

I bardzo dobrze, bo dzięki temu przynajmniej w tej branży jeszcze nadążam.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Sto procent cena

Sto procent cena

Ktoś śledzący uważnie w ostatnich tygodniach polskie media może odnieść wrażenie, że żadna inwestycja w tym kraju nie może zakończyć się terminowo i z zachowaniem odpowiedniej jakości. Każdego niemal dnia docierają do nas informacje o kolejnych “problemach technicznych” i kolejnych spóźnieniach. Trudno się temu dziwić, gdy wiemy, jakie kryteria brane są pod uwagę przy rozstrzyganiu przetargów.

Kryterium najczęściej jest jedno: cena. Kto zaoferuje niższą – wygrywa. Problem ten doskonale znają dostawcy produktów i usług,

Ktoś śledzący uważnie w ostatnich tygodniach polskie media może odnieść wrażenie, że żadna inwestycja w tym kraju nie może zakończyć się terminowo i z zachowaniem odpowiedniej jakości. Każdego niemal dnia docierają do nas informacje o kolejnych “problemach technicznych” i kolejnych spóźnieniach. Trudno się temu dziwić, gdy wiemy, jakie kryteria brane są pod uwagę przy rozstrzyganiu przetargów.

Kryterium najczęściej jest jedno: cena. Kto zaoferuje niższą – wygrywa. Problem ten doskonale znają dostawcy produktów i usług, którzy próbowali startować w takich przetargach. O ile sobie przypominam, zasady takie wprowadzono, by zapobiegały korupcji, marnowaniu pieniędzy i tak dalej. Cóż… Piekło jest wybrukowane dobrymi intencjami – uczy przysłowie.

Efekt jest w stanie przewidzieć nawet dziecko. Korupcji zwalczyć się nie udało, pieniądze nadal są marnowane. Doskonale wiadomo, że za jakość trzeba płacić. Stare polskie powiedzenie mówi, że „chytry dwa razy traci”, a co tanie – to drogie. Bo dziadowską drogę, most, czy stadion zaraz trzeba remontować. Przede wszystkim jednak wybór najtańszej oferty wcale nie gwarantuje, że inwestycja będzie tania. W ofercie można napisać różne rzeczy – papier wszystko przyjmie. Każdą umowę można renegocjować, podpisać aneks. O stadionie budowanym w Warszawie przeczytałem ostatnio:

– Wykonawca w przetargu cynicznie zaoferował cenę dumpingową, o ponad 300 mln zł niższą od kosztorysu inwestorskiego. Był zaskoczony, że wygrał, przez miesiąc w ogóle nie prowadził prac. Ciągle za to przekonuje, że należy mu się więcej pieniędzy mówi Janusz Kubicki, zastępca prezesa Narodowego Centrum Sportu.

W przetargu wygrywa oferta o 300 mln niższa od kosztorysu i … nic? Po prostu wygrywa i zaczynamy budować? A teraz, kiedy upływa termin zakończenia inwestycji, wszyscy są zdziwieni. Jedni się dziwią, że powstało jakieś dziadostwo, drudzy – że nie dostaną więcej pieniędzy, niż cena, którą sami zaoferowali.

W przypadku inwestycji w technologię również najczęściej okaże się, że co tanie, to drogie. Tańsze urządzenia czy oprogramowanie przyniosą nam oszczędności w momencie zakupu, ale później może spotkać nas duża przykrość. Koszt eksploatacji może okazać się znacznie wyższy, niż w przypadku produktów droższych. Wykonawca mógł zaproponować zaniżoną cenę, by potem odbić sobie to na kosztach serwisu. Zaproponowane rozwiązania mogą być ograniczone funkcjonalnie lub pod względem możliwości przyszłej rozbudowy.

O sensowności inwestycji decyduje wiele kryteriów. Cena jest tylko jednym z nich. Żaden rozsądny inwestor nie może sobie pozwolić na to, aby podejmować decyzję na podstawie jednego kryterium, w dodatku wcale nie najważniejszego. Przetargi, o których wyniku decyduje tylko cena, rozsądne z reguły nie są. Konsekwencje ponosi inwestor – czyli w przypadku zamówień publicznych: my wszyscy. Stać nas?

Usłyszałem ostatnio, że podobno posłowie myślą o zmianie nieszczęsnej ustawy o zamówieniach publicznych. Znając ich talenta trochę się martwię, cóż z tego może wyniknąć. Miejmy jednak nadzieję, że będą to zmiany na lepsze.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Skąd bierze się prąd?

Skąd bierze się prąd?

„Skąd bierze się mleko?” – zapytano małą dziewczynkę w pewnym programie telewizyjnym? „Mleko bierze się ze sklepu” – odpowiedziała. Podobnie możemy powiedzieć, że prąd elektryczny bierze się z gniazdka. Na ogół niespecjalnie przejmujemy się problematyką jego powstawania – on po prostu jest. I mamy nadzieję, że zawsze będzie. Będzie… prawda?

W wielu krajach, również w Polsce, trwa dyskusja o przyszłości produkcji energii. W naszym kraju jest to dyskusja o planowanych elektrowniach jądrowych,

„Skąd bierze się mleko?” – zapytano małą dziewczynkę w pewnym programie telewizyjnym? „Mleko bierze się ze sklepu” – odpowiedziała. Podobnie możemy powiedzieć, że prąd elektryczny bierze się z gniazdka. Na ogół niespecjalnie przejmujemy się problematyką jego powstawania – on po prostu jest. I mamy nadzieję, że zawsze będzie. Będzie… prawda?

W wielu krajach, również w Polsce, trwa dyskusja o przyszłości produkcji energii. W naszym kraju jest to dyskusja o planowanych elektrowniach jądrowych, Niemcy właśnie podjęli decyzję o zamknięciu swoich. Kiedy już ją podjęli, musieli rozpocząć debatę o tym, skąd będą w przyszłości czerpać prąd. Prawda bowiem jest taka, że mimo wszystkich inicjatyw ekologicznych, oraz pomimo tego, że ogólnie technika (zarówno ta „poważna”, jak i domowa, konsumencka) jest coraz bardziej energooszczędna – światowe zapotrzebowanie na energię rośnie, i w najbliższej przyszłości rosnąć będzie. Według szacunków firmy analitycznej Frost&Sullivan światowa konsumpcja energii  do roku 2030 wzrośnie o 44 procent. „Europa, ze starzejącą się infrastrukturą i bazą elektrowni, do roku 2020 będzie potrzebowała około 25 GW dodatkowej mocy rocznie.” (źródło: Forsal.pl).

Energetyka będzie musiała na to zapotrzebowanie odpowiedzieć. Niestety dzisiejsze dyskusje na ten temat są mocno zabarwione przez czynniki polityczne, a często przez zwykłą demagogię. Szczególne emocje budzi oczywiście temat elektrowni jądrowych. Jest to zrozumiałe. Przykład Fukushimy pokazał dobitnie, z jakimi możliwymi problemami należy się liczyć. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że technologia zarówno samego wytwarzania energii z paliwa jądrowego, jak i składowania odpadów, są dziś bardzo rozwinięte. Argument o szkodliwości tych odpadów jest po prostu demagogiczny, biorąc pod uwagę skalę. Ich ilość w porównaniu do ogólnej ilości śmieci, jakie produkujemy, jest wręcz znikoma. Czytałem ostatnio o tym, jaki jest stopień skażenia mórz i oceanów rtęcią, dioksynami, pestycydami. Ciężko dziś właściwie znaleźć na rynku ryby całkowicie wolne od tych substancji. Nieustannie produkujemy tysiące, miliony ton rozmaitych odpadów, które fiołkami bynajmniej nie pachną. To są prawdziwe problemy ekologiczne.

Dobrze, załóżmy jednak, że faktycznie energetyka jądrowa to zło, którego wolelibyśmy uniknąć. W obliczu rosnącego zapotrzebowania na prąd trzeba sobie odpowiedzieć na proste pytanie: co mamy w zamian? Niemcy myślą o budowie elektrowni węglowych, przeciwko którym jednak również protestują ekolodzy. Ci z kolei lansują tzw. odnawialne źródła energii, które jednak w tej chwili są bardzo drogie i dalece niewystarczające. W Polsce również musimy spodziewać się problemów. Niedawno czytałem, że zdaniem prezesa PGE „Grozi nam za najbliższych kilka i w najbliższych kilkunastu latach deficyt mocy w Polsce i dlatego jesteśmy zainteresowani każdą możliwością sprowadzenia energii elektrycznej do Polski” (źródło: Interia.pl). Dlatego będziemy kupować prąd od Rosji… z elektrowni jądrowej w Kaliningradzie. Czy naprawdę kolejne źródła energii muszą być uzależnione od dostaw z zagranicy, i to znów zza tej wschodniej?

Jeżeli chcemy rozwijać się jako państwo i mieć konkurencyjną gospodarkę, musimy rozwijać naszą energetykę. Konieczne jest modernizowanie i rozbudowa istniejących elektrowni, oraz budowa nowych. Na pewno należy też poważnie rozważyć budowę elektrowni jądrowych, ale musi być to debata poważna i merytoryczna, a nie nacechowana przepychankami politycznymi i eko-ideologicznymi. Póki co mamy głównie urzędnicze procedury i nieustającą niemoc. Jak napisał „Parkiet”: „Kluczowe projekty rozbudowy naszych elektrowni nie wyszły jeszcze z fazy projektów. Dlatego te już istniejące mają ambitne plany zwiększenia mocy. […] W Elektrowni Jaworzno III właściciel chce postawić nowy blok o mocy 910 MW. Przetarg miał zostać rozstrzygnięty do końca czerwca. Jednak już teraz wiadomo, że tak się nie stanie. Powodem są odwołania składane przez oferentów. Wykonawca zostanie wybrany prawdopodobnie dopiero pod koniec roku. Przetarg na rozbudowę Elektrowni Opole zaczął się jeszcze w 2009 r. Miał zostać rozstrzygnięty już przed rokiem, ale nadal trwa. Powód ten sam – odwołania oferentów. Być może procedura zostanie zakończona jesienią. Nie rozpoczął się jeszcze nawet przetarg na nowy blok o mocy 1 tys. MW w Ostrołęce. O pół roku przesunął się z kolei termin oddania do użytku części Elektrowni Bełchatów.” (źródło: Interia.pl). Jak to można skomentować?

Jeżeli więc chcemy, aby w gniazdkach zawsze był prąd, ta niemoc musi się skończyć. Mam nadzieję, że ci, którzy powinni to zrozumieć – szybko zrozumieją.

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Doskonałość krok po kroku

Doskonałość krok po kroku

Efektywność to ostatnio modne słowo. Dużo się mówi i pisze o efektywności produkcji, doskonaleniu procesów produkcyjnych, współczynniku OEE. Przeczytałem kiedyś – nie pamiętam niestety gdzie, była to chyba jakaś wypowiedź lub komentarz w Internecie – że jest w tym dużo przesady. Autor sugerował, że ten pęd ku efektywności jest w istocie zupełnie zbędny, a nawet sztucznie kreowany przez firmy doradcze, które chcą zarobić pieniądze na reformowaniu czegoś, co reformy żadnej nie wymaga.

Efektywność to ostatnio modne słowo. Dużo się mówi i pisze o efektywności produkcji, doskonaleniu procesów produkcyjnych, współczynniku OEE. Przeczytałem kiedyś – nie pamiętam niestety gdzie, była to chyba jakaś wypowiedź lub komentarz w Internecie – że jest w tym dużo przesady. Autor sugerował, że ten pęd ku efektywności jest w istocie zupełnie zbędny, a nawet sztucznie kreowany przez firmy doradcze, które chcą zarobić pieniądze na reformowaniu czegoś, co reformy żadnej nie wymaga.

Cóż, byłoby miło, gdyby można było uznać, że świat jest już idealny i niczego zmieniać nie musimy. Tak jednak nie jest.

Z pewnością im dany mechanizm jest doskonalszy, tym trudniej wprowadzać kolejne udoskonalenia, a ich efekt jest coraz mniejszy. Weźmy dla przykładu jakikolwiek zakład przemysłowy. Załóżmy, że odbywa się w nim  całkowicie, że tak się młodzieżowo wyrażę, oldskulowy proces produkcyjny. Bez jakiejkolwiek automatyki, elektroniki i cudów – ot, wajchy i siła rąk ludzkich. Łatwo sobie wyobrazić, że zautomatyzowanie takiego procesu za pomocą nawet najprostszych „zdobyczy techniki” zrobi, kolokwialnie mówiąc, ogromną różnicę. Jeżeli z kolei taką prostą automatykę zastąpimy dużo nowocześniejszą, to różnica będzie nadal widoczna, ale już nie tak wielka, jak w przypadku pierwszej zmiany.

Tymczasem współczesny przemysł jest już na etapie znacznie bardziej zaawansowanym. Przedsiębiorstwo wyposażone w najnowocześniejszą automatykę (sterowniki, wizualizacja, może nawet roboty) bardzo trudno jest udoskonalić. Dlaczego więc nie spocząć na laurach i nie zaprzestać myślenia o dalszych ulepszeniach?

We współczesnej gospodarce – w dużym uproszczeniu mówiąc – są tylko dwa sposoby na osiągnięcie rynkowego sukcesu. Pierwszy – to wymyślić coś rewolucyjnego, całkowicie oryginalnego. Produkt, jakiego jeszcze nie było. Piękne – ale zdarza się bardzo rzadko. Trzeba być albo geniuszem, albo mieć niebywałe szczęście. Druga droga polega na tym, aby być choć trochę lepszym lub tańszym, niż bezpośredni konkurenci.

I właśnie dlatego nie można nigdy spocząć na laurach. Bo wyścig trwa! To jest istota gospodarki wolnorynkowej. Konkurencja jest tak ostra, i wywindowała wymagania na tak wysoki poziom, że teraz walka toczy się o każdy promil, każdy milimetr i każdą sekundę. Jeżeli staniemy w miejscu, konkurenci nas wyprzedzą, a od tego momentu do bankructwa już bardzo krótka droga.

Dlatego właśnie dobrzy menedżerowie doskonale wiedzą, co robią, poszukując kolejnych możliwości zwiększenia efektywności swoich przedsiębiorstw. Czasami nawet drobne usprawnienie może się przełożyć na bardzo duże oszczędności, a w efekcie – w poprawę pozycji rynkowej firmy. Czy da się osiągnąć ideał? Oczywiście nie. Ale opłaca się do ideału dążyć. George B. Shaw powiedział: „Ideały są jak gwiazdy. Jeśli nawet nie możemy ich osiągnąć, to należy się według nich orientować.”

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej

Treści

Zapraszamy na ASTOR Blog

Zapraszamy na ASTOR Blog

Ile na świecie jest blogów? Ponoć miliony. Czy warto otwierać kolejny?

Cóż, wśród tych milionów miażdżąca większość z nich to blogaski. Tymczasem my chcemy zaprosić Państwa do lektury bloga profesjonalnego, choć nie hermetycznego. Poważnego, choć nie nudnego. Subiektywnego, ale zawsze uczciwego.

O czym będziemy pisać? O wszystkim, co związane z nowoczesnym przemysłem i technologiami w nim stosowanymi. O rynku automatyki przemysłowej, IT oraz robotyki. O efektywnej produkcji. Będą mogli Państwo tutaj przeczytać nasze opinie o aktualnych wydarzeniach i trendach na tym rynku. Czasem spróbujemy przewidywać przyszłość, czasem będziemy wracać do historii.

W gronie naszych autorów są specjaliści z wieloletnim doświadczeniem, którym również będą chcieli się dzielić. Warto zajrzeć na stronę „Autorzy”, by ich poznać.

Serdecznie zapraszamy!

Avatar photo

Michał Zieliński

Automatyk, fotograf, a na co dzień wzięty pracownik działu Online. Ukończył Automatykę i Robotykę oraz Elektrotechnikę na AGH. W tzw. międzyczasie zahaczył też o szkoły muzyczne, przez co mocno zbliżył się do tematu częstotliwości. Stąd było już bardzo blisko do działań z falownikami Astraada. Przez zacięcie wizualne bliski jest mu także temat systemów HMI/SCADA. W ASTORze dba o społeczność automatyków w mediach społecznościowych oraz przez Newsletter ASTOR. Wolne chwile zapełnia szukając wytchnienia w świerkowych borach z koszykiem w ręku.

Temat jest dla Ciebie interesujący? Napisz wiadomość do autora i zdobądź ciekawy kontakt.

Czytaj więcej

Czytaj więcej
Czytaj więcej
Czytaj więcej